Ulubione płyty 2023

Miałem na Nadajniku nie robić podsumowań na koniec roku. Bałem się zawsze tego, że pominę jakąś płytę, że nie zdążę wszystkiego przesłuchać czy że zaraz po publikacji trafię na albumy, które mi poprzestawiają to zestawienie. Zawsze wolałem robić podsumowania lat dużo wcześniejszych – wtedy łatwiej mi ogarnąć wszystkie płyty na spokojnie. Co prawda te lęki nie zniknęły, ale uznałem, że co mi szkodzi. Przecież to tylko zabawa i nieudolna próba uporządkowania sobie muzycznie minionego roku. Poza tym chciałbym jakoś docenić albumy, które pomogły mi przetrwać ten niełatwy 2023 rok. A że ta lista będzie aktualna zapewne tylko przez jakiś czas, to przecież żaden problem. Zapraszam do lektury!

(płyty w kolejności przypadkowej)


Altin Gün – Aşk

(anatolian rock / synth pop – Turcja z Holandii)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Na nowej płycie Altin Gün wracają do bardziej gitarowo-psychodelicznego grania po wizycie na dyskotece i moim zdaniem to dobry kierunek. Owszem, synthpopowy „Yol” był miłym zaskoczeniem, ale jednak w psychodelicznorockowej odsłonie (choć z większą ilością syntezatorów) Altin Gün wydaje mi się najciekawszy. Jedynie zamykający album „Doktor Civanım” przypomina o dyskotekowym poprzedniku. Poza tym rządzi tutaj anatolijski rock w pysznym wydaniu. Wspaniała, wypełniona hitami, płyta.


Cruel Force – Dawn Of The Axe

(speed / thrash metal – Niemcy)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Niemcy z Cruel Force powrócili po 10 latach przerwy z nową płytą, która moim zdaniem jest najlepszą w ich dorobku. Niektórzy będą kręcić nosem, bo nieco zmienili styl z black/thrashu na speed/thrash, ale dla mnie akurat to jest zmiana na plus. Aczkolwiek, żeby nie było – stare płyty Cruel Force też uwielbiam i dumnie stoją na półce obok najnowszej. Jednak „Dawn of the Axe” po prostu najlepiej się wpisuje w moje aktualne potrzeby dotyczące metalu. Jest staroświecko do bólu, ale przy tym niezwykle przebojowo. Zespół ma riffy i nie boi się z nich korzystać. To jest danina składana bogom metalu i zespół tego nie ukrywa, we wkładce dziękując starym zespołom i dedykując im ten album. A wisienką na torcie jest fakt, że perkusista gęsto używa rototomów. Make rototoms in metal great again!


Lonesome Wyatt and the Holy Spooks – Longing For Oblivion

(spooky americana / gothic country / dark cabaret – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Album ten świetnie się sprawdził na początku jesieni i w okolicach Halloween ze względu na swój spooky klimat. Nie napiszę, że ponury, bo to takie halloweenowe strachy raczej. Obawiałem się, że zimą może nie będę miał już ochoty wracać do tej płyty, ale nic z tego. Niektóre utwory na stałe zagościły w mojej playliście. I myślę, że latem wciąż będę słuchał tej płyty z przyjemnością. „Eternal Doubt” z pięknym refrenem: „Łapacz snów ukradł moje sny i teraz śpię z szeroko otwartymi oczami” jest jednym z najczęściej odtwarzanych przeze mnie numerów w tym roku. Lonesome Wyatt nagrywa sporo, czy to solo, czy z Those Poor Bastards i nie wszystko jest na takim samym poziomie, ale ten album naprawdę mu wyszedł. Zwłaszcza druga część płyty wypełniona jest znakomitymi klimatycznymi kawałkami („Walking Shadow”, „Something Out There” i zamykający płytę „No More Songs”).


Tanith – Voyage

(70’s hard rock / NWOBHM – USA / UK)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Od premiery w kwietniu nie było chyba miesiąca, w którym nie słuchałbym tej płyty. Drugi album grupy Tanith absolutnie mnie oczarował. Wiem, że to granie niedzisiejsze i dla niektórych przestarzałe, ale dawno żaden nowy album nie dał mi tyle radochy co „Voyage”. Gitarzysta Russ Tippins, znany z Satan, oraz basistka Cindy Maynard nie dysponują może szkolonymi głosami, ale ich ciepłe wokale znakomicie się uzupełniają i nadają magiczny klimat opowieściom snutym w poszczególnych utworach. Czuć tu ducha Uriah Heep, Rush, wczesnego Maiden czy Wishbone Ash. Pyszna płyta, do tego nagrana w całości analogowo, przy użyciu starego sprzętu i to faktycznie słychać. Niesamowicie chwytliwe granie, które spokojnie mogłoby lecieć w radiu.


Poison Ruïn – Härvest

(deathrock / anarcho post-punk / dungeon synth – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Cieszy mnie, że kontrakt z Relapse Records nie wpłynął w żaden sposób na muzykę Poison Ruïn. Powiedziałbym nawet, że zespół brzmi bardziej garażowo niż zwykle. Miesza się tu piwiniczny punk, dungeonsynthowe interludia, wczesne Wipers. Wiem, że brzmienie zjechanej kasety nie każdemu przypasuje, ale ja to uwielbiam i kibicuję Poison Ruïn od pierwszej EPki. I cieszę się, że udało mi się zobaczyć ich na żywo. Poza tym bardzo mi się podoba spójność w kwestii okładek, klipów i całej oprawy wizualnej. Unikalny styl, unikalna stylówa.


Beggars Canyon – Vol. II

(americana / acoustic folk – USA)

SPOTIFY / YOUTUBE

„It’s a cold hard world we live in, and when you die, you may find no peace of mind,

no pearly gates, no silver lining, just dirt on a box in a hole in the ground

till you rotten on the day they’ll bury your corpse”

Powiedzieć, że ta płyta nie zaczyna się pozytywnie, to nic nie powiedzieć. Beggars Canyon nie ma pod ręką wesołych piosenek, ale wszystkie są za to bardzo chwytliwe. Pozostaje zaakceptować los i bujać się do tych numerów. Na pierwszej płycie były jeszcze elementy punkowe, ale na „Vol.II” to już przede wszystkim amerykański folk, pięknie zagrany i zaśpiewany. Swoją drogą śpiewają tu chyba wszyscy muzycy grupy (na pewno naliczyłem 4 różne głosy), co fajnie urozmaica album. Płyta wyszła na początku grudnia, ale od razu skoczyła u mnie do czołówki najczęściej słuchanych albumów 2023 roku.


Alice – L’Oiseau Magnifique

(art pop / oksytański folk / śpiew polifoniczny – Francja)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Ja wiem, to jest płyta z 2022 r., ale prawda jest taka, że wtedy album ukazał się tylko na kasecie i ominął chyba wszystkich. W tym roku płytę wydał wspaniały label Les Disques Bongo Joe. Liczba utworów może przerazić (aż 23!), jednak są one naprawdę krótkie i całość trwa 40 minut. Od muzyki tworzonej przez trójkę dziewczyn bije radość, naturalność, spontaniczność i tony ciepła. Czuć, że podczas nagrywania płyty Yvonne, Lisa i Sarah po prostu bardzo dobrze się bawiły. Wyjątkowy zbiór pięknych prostych piosenek. Cudowne harmonie wokalne, proste aranżacje, morze emocji. Według last.fm to jest najczęściej przeze mnie słuchana płyta w tym roku. Tak, to możliwe.


The Coffinshakers – Graves, Release Your Dead

(swedish americana / Johnny Cash wampirem – Szwecja)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Czy mi się wydaje, czy jakoś o tej płycie szybko zrobiło się cicho? Przyznam, że nie rozumiem tego stanu rzeczy. Dla mnie to absolutnie wspaniały powrót po latach. Nie czuję zupełnie upływu czasu. Rob Coffinshaker dalej jest Johnnym Cashem w płaszczu Draculi. 10 okrutnie przebojowych numerów, które od razu przenoszą mnie na Dziki Zachód. Jak mam pustkę w głowie i nie wiem, czego chcę posłuchać, ten album jest zawsze dobrym wyborem i od razu poprawia mi humor. Jestem bezbronny i nie potrafię nie nucić cudownie popowego refrenu do „Holes of Oblivion”. I jakie ta płyta ma piękne zamknięcie w postaci „The Great Silence”. Klimat spaghetti westernu wylewa się z tego utworu (te kobiece chórki), ale co w tym dziwnego, skoro tytuł zaczerpnięty jest z kultowego westernu „Człowiek zwany Ciszą” Sergio Corbucciego.


Rat Cage – Savage Visions

(d-beat / hardcore punk – UK)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Brytyjski Rat Cage poznałem przy okazji pierwszej płyty z 2020 r. Był to solidny album, który wskazywał na to, że zespół warto mieć na oku. No i się sprawdziło. Tegoroczny „Savage Visions” to cudowne 20 minut na pełnym wkurwieniu. Album pędzi przed siebie, na nikogo się nie oglądając. Prosty D-beat / hardcore punk, inspirowany GBH, Varukers czy Totalitar. Jak słucham Rat Cage, mam ochotę obalać rząd i skakać po radiowozach. „This country to me is finished. It’s no way it can get any better, it just gonna get worse” – słychać na początku „Change from a Fiver”. Lepiej już było. Taki brexitcore to ja rozumiem.


Wytch Hazel – IV: Sacrament

(hard rock / New Wave Of Wishbone Ash Influenced Heavy Metal – UK)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Podejrzliwie trochę podchodziłem do Wytch Hazel, gdy po raz pierwszy o nich przeczytałem. Chrześcijański heavy metal? A jednak, na melodie tej brytyjskiej grupy nie ma mocnych. Cudowne gitarowe harmonie i wspaniały rozwój z albumu na album. Trójka była już bardzo dobra, ale tu jest nawet lepiej. Te numery naprawdę szybko wbiły mi się do głowy, a sama płyta często towarzyszyła mi podczas biegania po lasach w tym roku. Do człowieka wierzącego mi daleko, ale jak słucham Wytch Hazel, to mam ochotę boksować się z szatanem. Trzymam kciuki, żeby zespół wreszcie dotarł do Polski na koncert.


Łona x Konieczny x Krupa – TAXI

(jazz rap / Polaków portret własny – Polska)

SPOTIFY / YOUTUBE

Od kilku lat nie czułem potrzeby do wracania do muzyki Łony, dlatego też nie wyczekiwałem premiery płyty „TAXI” i nie miałem względem niej żadnych oczekiwań. Tymczasem od pierwszego odsłuchu całości byłem kupiony. Znakomita jest muzyka przygotowana przez członków grupy Siema Ziemia, świetne są teksty Łony inspirowane rozmowami z taksówkarzami. Powstał tu naprawdę ciekawy obraz współczesnej Polski. Jeśli miałbym wskazać faworytów, to na pewno: „Pan Darek” – znakomity podkład muzyczny (ten saksofon!) i historia o wędkarzu, która bawi tak samo za każdym razem oraz „10 pytań” – chyba najlepszy muzycznie, no i zwierzenia ukraińskiego taksówkarza chwytają mnie za gardło.


Nihiloxica – Source Of Denial

(industrial techno / folk / polirytmia – Uganda / UK)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

„Source of Denial” to drugi duży album Niholixiki składającej się z kolektywu perkusyjnego z Kampali – Nilotika Cultural Ensemble i dwójki Brytyjczyków – Petera Jonesa (pq) oraz Jacoba Maskella-Keya (Spooky-J). Nadal znakomicie łączą tradycyjną muzykę perkusyjną z Ugandy z nowoczesną muzyką taneczną. Album skierowany jest przeciwko wrogiej polityce imigracyjnej i swobodzie przemieszczania się wprowadzonej w Wielkiej Brytanii. Celem muzyków było stworzenie wrażenia przebywania w niekończącym się, biurokratycznym piekle. Myślę, że udało się to osiągnąć. Wspaniały, bardzo intensywny album.


Tyrann – Besatt

(heavy metal / hard rock – Szwecja)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Na drugiej płycie szwedzki Tyrann dalej gra bardzo oldschoolowy heavy metal/hard rock z przełomu lat 70 i 80. Słychać NWOBHM i klasyczne szwedzkie kapele typu Heavy Load czy Jonah Quizz. Do tego teksty po szwedzku z okazjonalnym refrenem po angielsku. To kolejna płyta, która towarzyszyła mi przy bieganiu w tym roku. Świetne przebojowe granie, a szwedzki język w tekstach to duży plus. Wiem, że o tej przebojowości piszę już przy którejś płycie z rzędu, ale ewidentnie w tym roku stawiałem właśnie na chwytlwiość i zapadające w pamięć melodie. Podobno trzecia płyta jest już gotowa, nie mogę się doczekać.


Malokarpatan – Vertumnus Caesar

(heavy metal / black metal / speed metal / 70’s prog rock – Słowacja)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Po zamknięciu folkowej trylogii słowacki Malokarpatan wraca z płytą poświęconą cesarzowi rzymskiemu i królowi Czech – Rudolfowi II. Poprzedni album „Krupinské ohne” nie do końca mi przypasował ze względu na to, że było tam mniej heavy metalu niż na moim ulubionym „Nordkarpatenland”. Na szczęście na nowej płycie zespół wrócił do krótszych numerów i większej ilości klasycznego grania. Do tego dołożył trochę klimatów progrockowych, ale nie śmierdzących swetrem. Malokarpatan nadal w czołówce kapel, które wiedzą jak grać staroświecki metal, nie popadając w retromanię.


El Michels Affair & Black Thought – Glorious Game

(rap – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Jak na boomera przystało, jeśli pojawia się rap, to oczywiście wykonywany przez wiekowych już artystów. Nic nie poradzę, że łatwiej mi się utożsamić ze starszyzną niż z młodymi i ich problemami. W ubiegłym roku raper znany z The Roots wydał świetny album „Cheat Codes” razem z Danger Mouse, w tym roku dostaliśmy efekt współpracy z El Michels Affair. Zgodnie z zapowiedziami Black Thoughta to album bardzo osobisty, pełen historii z jego życia. Muzycznie i tekstowo to majstersztyk i przyznam, że solowe albumy rapera robią mi bardziej niż jego ostatnie płyty z The Roots.


Bastarda – Nizozot

(muzyka żydowska – Polska)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Nie lubię bardzo długich płyt. Uważam, że 40 minut to idealna długość. Dwupłytowe kolosy to dla mnie zazwyczaj męczarnia. Ale czasami jest tak, że moja niechęć idzie w kąt, bo okazuje się, że album mimo potężnych rozmiarów wcale nie nudzi. Wręcz przeciwnie – wciąga i pozwala za każdym razem odkryć coś nowego. Tak jest z trzypłytowym, ponad 90-minutowym albumem od polskiego tria Bastarda, na krórym zespół sięga do tradycji z trzech klanów chasydzkich: dynastii Modrzyc, Szapiro oraz Koźnic. Czasem słucham „Nizozot” w całości, a czasem ograniczam się do jednej z płyt, w zależności od tego, w jakim jestem nastroju. Panowie wspaniale grają, a ja nie sądziłem, że kiedyś będę się zachwycał muzyką żydowską.


Kayhan Kalhor and Toumani Diabaté – The Sky Is the Same Colour Everywhere

(folk / muzyka perska / mande – Iran / Mali)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

„The Sky Is the Same Colour Everywhere” to efekt spotkania dwóch legend. Toumani Diabaté to król kory, a Kayhan Kalhor to czarodziej kemancze – irańskiego smyczkowego instrumentu strunowego. Kayhan Kalhor i Toumani Diabaté brzmią, jakby grali ze sobą od zawsze, a to ich pierwsza współpraca. Spokojne improwizowane utwory umilały mi w tym roku niejeden leśny spacer. Nie ukrywam, że dźwięki kory działają na mnie wyjątkowo relaksująco. Pięknie współgrają oba instrumenty, raz jeden, raz drugi przejmuje pierwszy plan. Płyta mocno medytacyjna, ale na początku „Is Anyone There?” Diabaté pokazuje, że na korze można też nieźle zapierdalać.


Sial – Sangkar

(hardcore punk – Tajlandia)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

W tym zestawieniu znajdują się w zasadzie same pełne albumy, ale dla grupy Sial zrobię wyjątek, bo dla mnie każdy ich materiał to wydarzenie. Zresztą bądźmy szczerzy: pisanie o współczesnej scenie hardcore punk bez wspomnienia o Sial nie ma sensu. To tylko 6 numerów, ale energii i wściekłości tu tyle, że można by obdzielić kilka płyt. Siti Fatimah wrzeszczy z taką furią, że mam ciary. Szkoda że to tylko 11 minut, pozostaje więc puścić od początku i zrobić mosh pit w pokoju. Ale bym oglądał Sial na wspólnym koncercie z Ohydą.


Hańba! – Kryzys

(folk punk / zbuntowana orkiestra podwórkowa – Polska)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Hańba wysoko postawiła poprzeczkę poprzednią płytą i może dlatego początkowo nie poczułem zachwytu. Musiałem dać „Kryzysowi” trochę czasu, by docenić zawartość płyty. Teraz uważam, że to kolejny znakomity album jednej z najciekawszych polskich grup. Niby dawno zdefiniowany styl i mało miejsca na eksperymenty, a jednak nie mam wrażenia, że Hańba się powtarza. Muzycznie dalej kwartet udowadnia, że potrafi czarować na instrumentach (no co tu klarnet wyczynia, moi drodzy). Tym razem zespół w tekstach postawił przede wszystkim na wiersze Edwarda Szymańskiego – lewicowego przedwojennego poety. I tak jak przy poprzednich albumach, smutno, że teksty sprzed tylu lat są wciąż zaskakująco aktualne.


Blood Star – First Sighting

(heavy metal – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Amerykański Blood Star trochę kazał czekać na debiutancki album. Podwuutworowym singlu z 2020 r. grupa skupiła się na tworzeniu nowych kawałków i graniu ich na koncertach. I myślę, że to się opłaciło, bo zespół wszedł do studia z numerami, które już mieli dobrze ograne. Dzięki temu Blood Star na debiutanckim albumie brzmi pewnie, przebojowo i w ogóle nie czuć, że to debiut. „First Sighting” to kolejny dowód na to, że jedne z najciekawszych zespołów heavymetalowych to te z kobietami za mikrofonem. Hit na hicie i tylko szkoda, że tak krótko.


Raphael Rogiński – Talàn

(avant-folk / instrumental / gitara solo – Polska)

BANDCAMP / YOUTUBE

Przyznaję, że nie znałem zbyt dobrze dotychczasowej twórczości Raphaela Rogińskiego, ale ta płyta kupiła mnie od pierwszej minuty. Coś w grze Rogińskiego poruszyło we mnie struny. To bardzo intymna płyta – tylko Raphael i dźwięki jego gitary. Doskonale słychać tu wszystkie tłumienia strun, szumy i trzaski. Brzmienie albumu to cudo. „Talán” jest wynikiem fascynacji przede wszystkim Morzem Czarnym, ale można tu dostrzec wpływy muzyki z różnych rejonów. Muzyka mocno melancholijna, więc nie słucham jej na co dzień, bo bym ciągle siedział we łzach. No ale rzecz wybitna.


Century – The Conquest Of Time

(heavy metal – Szwecja)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Century to zespół, który zrodził się w czasie pandemii. Dwóch muzyków speedmetalowego Tøronto postanowiło pograć klasyczny heavy metal inspirowany NWOBHM i legendami szwedzkiego metalu. Sukces debiutanckiej demówki był dla nich sporym zaskoczeniem. Gdy wydawali tegoroczny album, jarało się już nimi całe podziemie. I nie bez powodu. Staffan Tengnér i Leo Ekström Sollenmo znają przepis na dobry heavy metal: riffy i refreny zachęcające do machania pięścią. Całość brzmi cudownie surowo i oldskulowo. Podobno nowe numery już się tworzą, nie mogę się doczekać.


Cosey Mueller – Irrational Habits

(minimal synth / synthwave / synthpunk – Niemcy)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Drugi album od Cosey Mueller to kolejna dawka oldskulowej podziemnej elektroniki, na którą zawsze mam chęć. Piosenki śpiewane są po niemiecku oraz po angielsku i świetnie nadają się na parkiet. Przyznam, że za każdym razem jak słucham tej płyty, to trudno mi usiedzieć w miejscu. Dupa sama zaczyna się kręcić, nic nie poradzę. Taką muzykę taneczną to ja rozumiem. Myślę, że znajdą tu coś dla siebie nie tylko wielbiciele Neue Deustche Welle czy Suicide.


Creation Rebel – Hostile Environment

(dub / reggae – UK)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Powrót po ponad 40 latach nie jest sprawą łatwą, chyba że masz przygotowane świetne numery. Creation Rebel zadbali o dobre kawałki, do tego za konsoletą, tak jak przed laty, stanął Adrian Sherwood. W takim składzie płyta nie mogła się nie udać. Znakomite brzmienie, pyszne duby, buja jak trzeba. Brakuje mi tak brzmiącego dubu/reggae na współczesnej scenie. Chyba nie jest dobrze, jeśli najlepszy dub nagrywają nestorzy gatunku, a nie młodzież. Trzymam kciuki, żeby nie skończyło się tylko na jednym albumie.


Brighde Chaimbeul – Carry Them with Us

(folk / dudy / drony – Szkocja)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Nie ma co kryć – nie jest to album, który sobie włączę dowolnego dnia, żeby leciał w tle. Drony na dudach od Szkotki Brighde Chaimbeul są niesamowite, ale muszę mieć nastrój na taką muzykę. I wolną chwilę, bo gdy leci „Carry Them with Us”, to pochłania mnie tak, że nie potrafię się skupić na niczym innym. To jeden z tych albumów, przy słuchaniu których naprawdę czuję ciarki na ciele. Szkockiej artystce na płycie towarzyszy w większości utworów Colin Stetson ze swoim saksofonem. Są tu zarówo żywsze, folkowe kompozycje, jak i sążniste drony wprowadzające w trans. I jeśli ktoś się boi, że to nieprzystępne granie, to uspokajam – tu jest naprawdę sporo pięknych melodii.


Holy Locust – Beneath The Turning Wheel

(punk folk – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Drugi w zestawieniu (obok Beggars Canyon) album od Flail Records. W odróżnieniu od Beggars Canyon Holy Locust brzmi bardziej punkowo i surowo. Mimo wszystko nie nazwałbym ich muzyki folk punkiem, a raczej punk folkiem. Pięknie się rozwinął zespół od pierwszej płyty sprzed 5 lat i czaruje zarówno prostymi krzyczanymi kawałkami, jak i tymi skręcającymi bardziej w drone’ową stronę. Bałem się, że moje zainteresowanie amerykańską sceną folkową tworzoną przez punków osłabnie po kilku latach, ale nic z tego. Póki wychodzą takie płyty jak tak, warto mieć tę scenę na oku.


Bretwaldas Of Heathen Doom – Summoning the Gatekeepers

(black / heavy / doom metal / crust punk – UK)

BANDCAMP / YOUTUBE

Jeśli zespół wśród inspiracji wymienia: Discharge, Amebix, Black Sabbath, archeologię, historię Wielkiej Brytanii i Europy oraz mitologię, to już wiadomo, że będzie ciekawie. Brytyjski duet Bretwaldas Of Heathen Doom wrócił do aktywności kilka lat temu po długiej przerwie. Na poszczególnych wydawnictwach w różnym natężeniu słychać black, doom, heavy metal i crust punk. Najnowszy album grupy stawia przede wszystkim na black i epicki heavy metal. Chyba nigdy wcześniej zespół nie brzmiał tak dostojnie i potężnie (ktoś tu ewidentnie słuchał sporo Bathory). Pierwszy chyba raz również produkcja jest na tak wysokim poziomie (oczywiście jak na podziemne wydawnictwo). Znakomite są te numery, klimat jak zawsze wylewa się w każdego numeru.


Bombino – Sahel

(tishoumaren / desert blues – Niger)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Po pięciu latach wrócił Bombino – król pustynnego bluesa. Po pierwszych odsłuchach nie doceniłem tej płyty należycie. Wydała mi się po prostu w porządku i trochę odłożyłem ją na bok. Ale podświadomie czułem, że jest w niej więcej. Gdy po dłuższej przerwie spróbowałem ponownie, wszystko było już na swoim miejscu. Bombino nie odkrywa tu nowych kart, raczej pielęgnuje wypracowany już styl. A że to styl znakomity, to nie widzę powodu, żeby narzekać. Pięknie bujają te piosenki, jak np. reggae’owo brzmiący „Si Chilan” czy wyciszony akustyczny „Itisahid”. Niby album bez fajerwerków, a towarzyszył mi często w tym roku i umilał wiele dni. Mam nadzieję, że na następny album nie będzie trzeba czekać tak długo.


Initiate – Cerebral Circus

(hardcore punk / melodic hardcore – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Amerykańską grupę Initiate poznałem 3 lata temu przy okazji EPki „Lavender”, na której zespół zaprezentował solidny hardcore inspirowany m.in. Cro Mags. Na najnowszym albumie „Cerebral Circus” Initiate brzmią dużo ciekawiej i dużo melodyjniej. Jedno się nie zmieniło – wokalistka Crystal Pak nadal wspaniale się wydziera. W jej głosie jest tyle emocji, że mam ciarki, jak słucham piosenek z tego albumu. Czuć w tym głosie autentyczność, a w hardcorze to przecież kwestia bardzo istotna. Na nowej płycie zespół nie boi się też uderzyć w popowe wręcz rejony, jak w refrenie „The Surface”. Wie również, jak połączyć wściekłość i przebojowość (patrz: singlowy: „Alone at the Bottom”). Wiem, że w 2023 roku wyszły albumy Gel i minialbum Scowl, ale moim zdaniem to jest najlepszy tegoroczny amerykański materiał hc z damskim wokalem.


Big|Brave – nature morte

(post-metal / drone metal – Kanada)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Coś musi być w muzyce tego zespołu, bo ja w sumie nie przepadam za post-metalem, drone metalem, atmospheric sludge’em itp. roadburn vibes. A jednak Big Brave uwielbiam i mam wrażenie, że z każdą płytą są coraz lepsi. Tu jest tyle emocji, że słuchając „nature morte” trudno mi się na czymkolwiek skupić. To nie jest muzyka, którą sobie puszczę w tle do codziennych czynności czy jako towarzysza na spacerach. Zbyt rozrywa mnie od środka i trzęsie w trzewiach. Wokal Robin Wattie to są jakieś himalaje emocji. Cała trójka szaleje aż miło. No miażdży ten materiał niesamowicie. Może wśród całej fali postów i atmospheric sludge’ów wyróżnia ich to, że nie przynudzają i zawsze jest tu ciekawie. I nigdy nie wiem, co się za chwilę wydarzy. Wspaniały zespół, mam nadzieję, że to nie jest ich ostatnie słowo.


Wieże Fabryk – Doskonały świat

(coldwave / post-punk – Polska)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Zespół zapowiadał, że to wciąż ta sama muzyka grana od 20 lat. To prawda, ten album spokojnie mógł się ukazać dwa lata po poprzednim – to ten sam prosty wieżowy styl, który tak lubię. Te same zwięzłe świetne teksty. I ktoś mógłby narzekać, że zespół się nie rozwija, nie eksperymentuje, ale ja nie oczekuję tego od nich. Mają swój rozpoznawalny od pierwszych sekund styl i dlaczego nagle po tylu latach mieliby go zmieniać. Na koncertach nowe numery świetnie się wpasowały w repertuar i ja nie odczuwam różnicy w poziomie. „Jeszcze będzie czas” czy „Wybieram słowa” to dla mnie już nowe klasyki Wież. Znakomity album. Oby do następnej płyty nie trzeba było tyle czekać.


Pigs Pigs Pigs Pigs Pigs Pigs Pigs – Land of Sleeper

(heavy psych / stoner metal – UK)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Nie ukrywam, że rzeczy okołostonerowe mnie od pewnego czasu głównie nudzą i mało co zostaje ze mną na dłużej. Chlubnym wyjątkiem jest zespół Pigs Pigs Pigs Pigs Pigs Pigs Pigs. Bardzo podobał mi się poprzedni album „Viscerals” i byłem ciekaw, czy uda się utrzymać poziom. Muzycy mogą spokojnie powiedzieć: misja wykonana. Pigsx7 wciąż mają riffy i potrafią pisać numery, przy których nie będę ziewał, jak przy 90% współczesnego stonera. Świetnie łączą psychodelię i ciężar. Do tego, patrząc po social mediach, Świnki to grupa bardzo miłych i zabawnych typów o złotych sercach. A wokalista, poza świetnym głosem, ma przepiękne wąsy. Dajcie ich w końcu do Polski na koncert, hę?


Spirito Di Lupo – Vedo La Tua Faccia Nei Giorni Di Pioggi

(hardcore punk / anarchopunk / deathrock – Włochy)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Dwa lata po świetnej debiutanckiej EPce Włosi wracają z pełnym albumem, do tego wydanym w La Vida Es Un Mus, czyli najlepszym punkowym labelu (aż 4 płyty w tym podsumowaniu!). Damsko-męskie wokale, teksty po włosku, dużo brudu. W zespole są muzycy udzielający się w grupach takich jak Kobra, Horror Vacui oraz synthpopowe Nuovo Testamento. Gdzieś pomiędzy hardcore a anarcho punkiem z domieszką deathrocka. Utwory są mocno naładowane emocjami – słychać nadchodzącą i nieuniknioną apokalipsę.


Mohamad Zatari Trio – Istehlal

(folk – Syria / Iran / Indie)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

To jest album ze stycznia. Pamiętam, że od razu bardzo mi się spodobał, ale byłem ciekaw, czy ten zachwyt wytrzyma do końca roku. Słucham „Istehlal” w tym momencie i jestem zauroczony tak samo jak te naście miesięcy temu. Nie ukrywam, że w ostatnich latach oud i tar stały się jednymi z moich ulubionych instrumentów. Ich brzmienie robi mi dobrze i mogę słuchać takich płyt godzinami. Trio tworzą muzycy z Syrii, Iranu i Indii. Obok własnych numerów grają też kompozycje takich twóców jak Riad Al Sunbati czy Hossein Alizadeh. Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu w ogóle bym siebie nie podejrzewał o zamiłowanie do takiej muzyki.


Zorn – Zorn

(black punk / deathrock – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Czy w Filadelfii robią obecnie najlepszy punk? Nie wiem, ale się domyślam, biorąc pod uwagę, że stamtąd są: Devil Master, Poison Ruin i właśnie Zorn. Zespół nie spieszył się z wypuszczeniem debiutanckiego albumu, mimo że narobili sporo zamieszania w podziemiu EPkami sprzed kilku lat. Z drugiej strony na takie albumy jak ten warto czekać. Ktoś ładnie napisał o muzyce Zorn: „wyobraźcie sobie, że wczesny Slayer, 45 Grave, Voivod i Discharge postanowili stworzyć razem piekielny pomiot”. Metalpunk na pełnym diable w gotyckim makijażu. Na koncertach wokalista wychodzi z trumny i zachowuje się jak opętany. Zobaczenie Zorn na żywo to moje marzenie.


Cable Ties – All Her Plans

(indie rock / alternative rock – Australia)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Czy zestawienie ulubionych płyt 2023 roku mogłoby się odbyć bez choć jednej grupy z Melbourne? Oczywiście, że nie. Trio Cable Ties poznałem na wysokości drugiej płyty z 2020 roku. Nowy album to, w mojej opinii, najlepsze wydawnictwo zespołu. Cudownie chwytliwe są te gitarowe melodie, a wokal Jenny McKechnie należy do moich ulubionych we współczesnym rocku. Słychać, że wierzy w to, o czym śpiewa. Jej krzykliwe partie kojarzą mi się nieco z Corin Tucker ze Sleater Kinney / Heavens to Betsy. Cable Ties balanasują gdzieś pomiędzy indie rockiem, post-punkiem i garażowym rockiem, ale czasem wychodzi z nich to, że są z Australii. Możesz sobie śpiewać o współczesnych problemach, ale i tak spod palców wyjdzie ci riff w stylu AC/DC (jak np. w utworze „Silos”).


Hellripper – Warlocks Grim & Withered Hags

(speed / black metal / melodic black metal – UK)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Fajnie było na bieżąco oglądać rozwój Jamesa McBaina, czyli osoby stojącej za Hellripperem. Z każdą kolejną płytą było o nim głośniej, a i on tworzył coraz lepsze numery. Jak porównać nagrania z początków istnienia Helrippera z nową płytą, to naprawdę słychać rozwój. Niby to wciąż speed/black metal, ale jednak daleko już do prostego „Midnight worship” sprzed kilku lat. Owszem, sa tu szybkie speedmetalowe strzały („Goat Vomit Nightmare” czy „The Hissing Marches”), ale pojawiają się też rozbudowane ośmiominutowe kompozycje, a w tytułowym utworze słychać dudy (szkockie pochodzenie McBaina robi swoje). Poza tym dużo więcej tu melodii niż na poprzednich płytach. Zdecydowanie najlepszy i najlepiej brzmiący album Hellrippera. Na żywo też grają znakomicie (świetny koncert w Poznaniu!).


Ibrahim Hesnawi – The Father of Libyan Reggae (Habibi Funk 024)

(reggae / archiwalia / składanka – Libia)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Tym razem nie nowość, a nagrania archiwalne prosto od wspaniałej wytwórni Habibi Funk, która przybliża zachodnim słuchaczom wiele perełek z arabskiego świata muzycznego. Ten album to składanka z reggae’owymi utworami Ibrahima Hesnawiego. Reggae bardzo dobrze przyjęło się w Libii ze względu na podobieństwo rytmu do lokalnej muzyki i do dziś jest tam popularne. Reagge na płycie „The Father of Libyan Reggae” naznaczone jest brzmieniem lat 80., z dużą ilością klawiszy, ale nie przeszkadza mi to. Te utwory są tak przebojowe i tak inne od jamajskiego reggae, że żałuję, że to tylko 9 piosenek. Absolutnie wspaniałe wykopalisko.


Goat – Medicine

(psychedelic rock – Szwecja)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Konwersję na Goat zawdzięczam bdb koledze z fanpeja 666420 (polecanko!), który tyle razy pisał o szwedzkiej grupie, że musiałem sprawdzić, o co tyle hałasu. Okazało się, że omijał mnie kawał dobrej muzyki. Na najnowszym albumie Goat serwuje przede wszystkim pyszną psychodeliczną podróż. W porównaniu z wcześniejszymi albumami nie sięga do afrobeatu czy pustynnego bluesa, aczkolwiek zdarzają się wycieczki np. w stronę anatolijskiego rocka („Raised By Hills”). Pysznie brzmi też beatlesowski „TSOD”. Najbardziej mnie urzekają typowo tripowe numery, jak wspaniały otwieracz „Impermamnce of Death” czy „I Became The Unemployment Office”.


ØXN – CYRM

(avant-folk / darkwave – Irlandia)

SPOTIFY / YOUTUBE

Podobał mi się tegoroczny album Lankum, ale przyznam, że zyskałby przy skróceniu. Zachwycił mnie za to album ØXN, na którym śpiewa Radie Peat z Lankum. Otwierający płytę, 9-minutowy „Cruel Mother” to jeden z moich ulubionych numerów 2023 roku. Mógłby trwać i trwać. Wspaniale się rozpędza w końcówce nawiązującej do krautrocka. Potem jest równie ciekawie. Szkoda, żeby ten album został w cieniu płyty Lankum. Mam też nadzieję, że nie będzie to jednorazowy projekt. Biorąc pod uwagę charakter albumu, muzycy mają sporo pomysłów, które czekają na rozwinięcie.


Badieh – Badieh II

(folk – Iran / Hiszpania)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

W listopadzie przy okazji premiery napisałem, że czasem po kilku numerach już wiem, że album będzie jedną z moich płyt roku. I półtora miesiąca później mogę potwierdzić te słowa. Drugi materiał od Badieh to pięknie zagrane tradycyjne melodie z Chorasanu, krainy historycznej, która znajduje się na terenach Iranu i Afganistanu. W odróżnieniu od debiutu, tym razem, obok instrumentalnych utworów, pojawiają się także dwa numery, w których można usłyszeć wokale. Był to świetny pomysł, bo dzięki temu płyta brzmi jeszcze ciekawiej. Piękna muzyka grana na równie pięknych instrumentach – tar, rubab, oud.


Evilcult – The Devil is Always Looking for Souls

(speed / black metal – Brazylia)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Black/speed metal to z jednej strony sprawa prosta, ale niełatwo jest wyróżnić się w gąszczu podobnych do siebie kapel z kozłami na okładkach. Evilcult jednak wiedział, jak mnie zainteresować. O ile debiut był po prostu ok, to tutaj przywalili świetnym materiałem, który długo nie wylatywał z odtwarzacza. Od pierwszego numeru da się tu wyczuć wpływ wczesnego Running Wild (czyli z najlepszego okresu). Jak na speed/blackowy zespół muzycy nie boją się też melodii spod znaku Iron Maiden, za co im chwała. Poza tym zamiast typowych krótkich numerów zespół stawia raczej na średnie tempa i rozbudowane kompozycje. Żałuję, że nie dotarłem na tegoroczne koncerty Evilcult w Polsce, mam nadzieję, że jeszcze wrócą. Speed Metal Fire!


Flight – Echoes of Journeys Past

(70’s hard rock / prog rock – Norwegia)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Trzeci album Flight to efekt naturalnej ewolucji norweskiej grupy. Na pierwszej płycie panował głównie hold dla NWOBHM. Na drugiej więcej było hard rocka i prog rocka. Na „Echoes of Journeys Past” Flight to już zespół przede wszystkim hardrockowo-progresywny, czasem tylko przypominający o metalowej przeszłości. I przyznam, że w tych retrorockowych szatach bardzo im ładnie. Melodyjny wokal Christoffera Bråthena świetnie pasuje do takiej muzyki. Jeśli grać retro, to właśnie tak – z wieloma pomysłami i dobrymi numerami, których chce się słuchać i do których chce się wracać. Co numer, to przebój – „Hypatia”, „Valley of the Moon”, tytułowy, „Path to Nowhere”. Album zamyka wspaniały wielowątkowy „Mystic Mountain”. Co za płyta!


Buffalo Nichols – The Fatalist

(americana / 808 acoustic blues – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło od pierwszej płyty Buffalo Nicholsa. Znów przygotował 8 numerów, znów album jest krótki i trwa 26 minut. No i nadal słychać tu akustyczny blues pomieszany z americaną. Tyle że tym razem muzyk postanowił trochę unowocześnić brzmienie i w kilku utworach pojawiają się bity z automatu 808. I wbrew moim początkowym obawom brzmi to naprawdę dobrze. Nawet żałuję, że nie wykorzystał elektroniki we wszystkich numerach. Poza tym głos Buffalo jeszcze bardziej przypomina Toma Waitsa niż poprzednio (otwieracz „Cold Black Stare” brzmi jak wyjęty z „Mule Variations”), ale wcale mi to nie przeszkadza.


Ahl Nana – L’Orchestre National Mauritanien

(moorish music / oldschool desert blues / archiwalia / składanka – Mauretania)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Jeszcze jedna składanka w zestawieniu odkrywająca nieznane nagrania z Afryki. Tym razem to album reklamowany jako pierwsze nagrania współczesnej muzyki z Sahary i narodziny gatunku znanego jako desert blues. Jak pisze wydawca, Radio Martiko, Ahl Nana zmienił muzykę ludową Sahary w nowoczesną, kosmopolityczną muzykę, używając zachodnich instrumentów, takich jak gitara elektryczna. Przetarli szlaki artystom takim jak Ali Farka Touré, Tinariwen, Mdou Moctar czy Bombino. Na płycie wybór nagrań z początku lat 70. Świetna wciągająca muzyka, która po pół wieku nic nie straciła.


Gollu – Caz

(karaczajsko-bałkarski folk – Gruzja)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Album z muzyką Karaczajów i Bałkarów, ludów tureckich zamieszkujących republikę Karaczajo-Czerkieską w północnej części Kaukazu. Całkiem podobne do nagrań grup Jrpjej z płyty „Taboo: Songs of Love & Death”. A wynika to z faktu, że folk czerkieski jest bardzo podobny do karaczajsko-bałkarskiego i korzysta często z tych samych instrumentów. Niby zespół wykonuje tradycyjne pieśni na tradycyjnych instrumentach, ale ani przez chwilę nie brzmi to przestarzale. Przy niektórych utworach się wzruszam, przy innych uśmiecham, mimo że nie wiem, o czym traktują teksty. Ale emocje są przecież językiem uniwersalnym.


ZÖJ – Fil O Fenjoon

(experimental / free improvisation / perski folk – Australia)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Szydełkowane postaci na uroczej okładce płyty mogą sugerować muzykę dla dzieci, ale nic bardziej mylnego. Zresztą niepokojące dźwięki otwierającego płytę „I Tak Picture of Fire” powinny wyprowadzić z błędu. Duet ZÖJ z Melbourne tworzą: Gelareh Pour, która gra na kemancze (ten wspaniały instrument po raz drugi w tym zestawieniu!) i śpiewa oraz Brian O’Dwyer, który gra na perkusji. Debiutancki album to ponad godzina z muzyką, która oddziałuje na mnie mocniej, niż bym się tego spodziewał. Często po prostu nie mam cierpliwości do takich wyciszonych dźwięków, ale tutaj chwyciło mnie od razu. Gelareh pięknie śpiewa po persku, do tego podczas gry na kemancze korzysta z różnych efektów, nadając mu ciekawe brzmienie, a Brian choć zazwyczaj w tle, to dba o to, by było to zawsze interesujące tło.


Miss España – Niebla Mental

(synthpunk / post-punk – Hiszpania)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Prawda jest taka, że uwielbiam wokal Violety i jaram się każdym zespołem, w którym mogę posłuchać jej głosu – Juanita y Los Feos, Rata Negra i teraz Miss España. Zespół tworzą trzy dziewczyny i grają coś pomiędzy post-punkiem a synthpunkiem. Ale czasem brzmią też całkiem gotycko, jak w otwierającym album „Mi Amplificador” przypominającym nieco „Coffin Maker” od 13th Chime. Mimo że na płycie słychać tylko bas, perkusję i klawisze, to nie mam wrażenia, że bez gitary czegoś tu brakuje. No i Violeta jak zwykle pięknie wyśpiewuje hiszpańskojęzyczne teksty. Cała płyta trwa lekko ponad 20 minut i przebój goni przebój. Wkręciło mi się od razu i pod koniec roku płyta nic nie straciła w moich uszach.


Morwan – Svitaye, Palaye

(post-punk / coldwave / folk – Ukraina)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Uwielbiam EPkę „Zola​-​Zemlya” z 2020 r., na której Morwan świetnie połączył zimny post-punk z folkiem, dlatego byłem bardzo ciekaw, co przygotuje na nowej płycie. W międzyczasie Rosja zaatakowała Ukrainę i tym samym wywróciła do góry nogami życie Ukraińców, w tym m.in. Morwana, mieszkańca Kijowa. Nagrywana w Kijowie i Berlinie płyta początkowo miała być lżejsza, melancholijna i nieco taneczna, jednak inwazja Rosji na Ukrainę sprawiła, że tematem przewodnim albumu jest wojna. Elementy folkowe usunęły się tym razem w cień, ale album i tak jest znakomity. Trochę tej planowanej taneczności tu jest, jednak wszystko skąpane zostało w zimnie i mroku. Klimat tej płyty jest naprawdę niesamowity i wciąga mnie za każdym razem.


Cirith Ungol – Dark Parade

(heavy metal kvlt – USA)

BANDCAMP / SPOTIFY / YOUTUBE

Przyznaję, że przy pierwszych odsłuchach byłem nieco zawiedziony. Od jednego z moich ulubionych heavymetalowych zespołów oczekiwałem więcej niż tylko „całkiem ok”. Poprzednik („Forever Black”) wszedł mi z miejsca i liczyłem, że teraz będzie podobnie. Ale „Dark Parade” to jeden z przykładów, że niektórym płytom warto dać trochę czasu i nie słuchać na siłę. Album słuchany po dłuższej przerwie zaskoczył od razu. Nagle zauważyłem ciężar płyty, o którym wspominali muzycy przed premierą. Może nie ma tu typowych przebojów, ale cały album trzyma równy poziom, a Tim Baker śpiewa od ponad 40 lat z taką samą siłą. W 2024 r. zespół rusza w trasę, by po raz ostatni zagrać na żywo (do zobaczenia na Black Silesii!), ale liczę, że w studiu wciąż będą aktywni.

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑